niedziela, 30 listopada 2014

Dzień Darmowej Dostawy | Gdzie warto zajrzeć?

WITAJCIE!
Z racji tego, że już za niespełna dwa dni (czyli 2 grudnia) odbędzie się piąta edycja Dnia Darmowej Dostawy, postanowiłam zrobić krótką listę kilku sklepów z działu "Uroda i Zdrowie", do których moim zdaniem warto zajrzeć. Podzieliłam wszystkie sklepy na dwie kategorie, aby ułatwić Wam orientację i wybór dokładnie tych rzeczy, jakich potrzebujecie:


KATEGORIA BIO

1. Be My BiO - sklep z bardzo ciekawym asortymentem kosmetyków naturalnych i eko środków czystości; znajdziemy tam takie firmy jak choćby Lavera, Alva czy Sylveco. Wymieniam go tutaj również ze względu na bardzo atrakcyjne ceny tych produktów.

2. BioEkoDrogeria - to sklep o ofercie bardzo zbliżonej do poprzednika, jednakże poza tym posiada suplementy diety naturalnego pochodzenia jak choćby produkty firmy Pukka, które wydały mi się bardzo interesujące.

3. Sylveco - chyba nie muszę namawiać Was do zaglądania tutaj - rodzima marka produkująca naturalne kosmetyki do pielęgnacji. Po co na darmo wydawać pieniądze, skoro można korzystać z tego co polskie i przy okazji wspierać naszą firmę? ;)

4. Orientana - kolejna polska firma, posiadająca w asortymencie naturalne kosmetyki wytwarzane z roślin azjatyckich. Sporo o niej czytałam, sprawdziłam składy produktów i mogę powiedzieć, że śmiało mogą one stanowić tańszą alternatywę dla azjatyckich marek.

5. Mydlarnia Hebe - polecam ten sklep ze względu na bardzo bogaty asortyment wosków Yankee Candle w niesamowicie niskich cenach. Poza tym możemy znaleźć tam naturalne mydła czy środki do pielęgnacji.

6. Mazidelka - bardzo bogaty asortyment kosmetyków naturalnych i produktów rosyjskich - Natura Siberica, Receptury Babuszki Agafii czy Planeta Organica - to marki jakie możecie tam znaleźć.

7. L'occitane - dość ekskluzywna marka kosmetyków naturalnych, wytwarzanych z roślin hodowanych na organicznych uprawach. Mimo wysokich cen warto tam zajrzeć, gdyż mają w swym asortymencie również perfumy i gotowe zestawy prezentowe.


DROGERIE INTERNETOWE

 8. MintiShop - świetny sklep z szerokim asortymentem kolorówki i akcesoriów do makijażu - pędzle, gąbeczki Beaty Blender czy Tangle Teezery. Znajdziemy tam między innymi firmy: NYX, Zoeva, Lili Lolo, Sleek, Makeup Revolution, Hakuro, Real Techniques, Essie czy Sally Hansen.

9. Sephora - jeżeli nie macie dostępu do Sephory stacjonarnie to warto zaopatrzyć się w kilka rzeczy właśnie w ten dzień w sklepie online. ;) 

10. Ladymakeup - chyba największa drogeria z wszystkich biorących udział w tej akcji. Znajdziemy tam praktycznie wszystko - od niedostępnych w Polsce zagranicznych marek do produktów charakteryzatorskich.

11. eZebra - drogeria internetowa z dość tanim i obszernym asortymentem produktów drogeryjnych. Jeżeli upatrzyłyście sobie coś w Rossmannie to warto zajrzeć tu, by kupić daną rzecz po znacznie niższej cenie.


Mam nadzieję, że post okaże się przydatny, a Wasze zakupy udane. Koniecznie dajcie mi znać co planujecie kupić i jakie macie w stosunku do tych produktów oczekiwania. Ja sama na pewno wszystko dokładnie opiszę w notce z moim kosmetycznym haulem, gdy już wszystkie paczki do mnie dotrą. :)
Na koniec chciałam jeszcze podzielić się z Wami wspaniałą nowiną - wczoraj pojechałam do Galerii Dominikańskiej we Wrocławiu z zamiarem kupna podkładu StudioFix Fluid z M.A.C, ale dzięki pomocy przemiłej konsultantki wyszłam z Matchmasterem! I w dodatku z przepięknym makijażem:
Szminka widoczna na ustach to Russian Red. Zdjęcie wykonano smartfonem.

Serdecznie polecam Wam zakupy w tym Douglasie na stoisku M.A.C, jeżeli macie taką możliwość. Przemiła atmosfera i bardzo uprzejme ekspedientki! <3

piątek, 28 listopada 2014

Jesienny projekt denko #1

HEJ!

W mojej "skrzyni ze zużytymi kosmetykami" nazbierało się już trochę pustych opakowań, co oznacza tylko jedno - czas je wyrzucić i podsumować ich działanie w jesiennym projekcie denko! :)
Już teraz, na wstępie pragnę zaznaczyć, iż notki tego typu będą pojawiały się u mnie raz na 2-3 miesiące, w zależności od tego, jak szybko będę zużywać produkty. Myślę że forma kwartalna tych postów - jesień, zima, wiosna, lato - będzie najfajniejsza, bo wraz z nadejściem nowej pory roku zmieniam większość kosmetyków pielęgnacyjnych i kolorowych


1. Max Factor Facefinity All Day Primer - Baza pod podkład: kupiłam ją w lipcu i skończyłam we wrześniu, więc towarzyszyła mi przez całe wakacje w największe upały. Wygładzała ładnie twarz, dawała satynowy efekt i przyjemnie rozprowadzało się na niej podkłady. Nie zauważyłam jednak, żeby jakoś znaczący wpływała na absorpcję potu i sebum. Tak sobie przedłużała makijaż.
Kupisz ponownie? - NIE, chciałabym przetestować inne bazy.

2. L'Oreal True Match The Foundation Super Blendable - Podkład: Musiałam znaleźć na niego sposób i odkąd zaczęłam nakładać go pędzlem stał się moim ulubionym podkładem drogeryjnym - nie zostawia smug na twarzy, ładnie stapia się z cerą, całkiem nieźle matuje i utrzymuje się na twarzy do 8 godzin. Posiadałam odcień N1 - najjaśniejszy w gamie neutralnych.
Kupisz ponownie? - TAK, zużyłam już 4 opakowania i na pewno kiedyś jeszcze do niego wrócę.

3. Eveline Big Volume Lash Professional Mascara Natural BIO Formula - Tusz do rzęs: Zielona wersja najbardziej przypadła mi do gustu - daje piękny, ale wciąż naturalny efekt gęstych, długich rzęs bez grudek. Silikonowa szczoteczka, której bardzo wygodnie się używało perfekcyjnie rozdziela. Tusz wytrzymywał cały dzień, może nieznacznie się osypywał pod koniec użytkowania.
Kupisz ponownie? - NIE WIEM, chciałabym jeszcze przetestować tyle tuszy...

4. Batiste "Fruity and Cheeky Cherry" i "Sassy and Daring Wild" - Suchy szampon: Wszystkie suche szampony tej firmy w podstawowej wersji mają dokładnie to samo działanie - odświeżają włosy, nadają im objętości i ułatwiają układanie. Różnią się jedynie zapachem, a ta dwa należą do moich ulubionych.
Kupisz ponownie? - TAK, już teraz w planach mam zakup zapachu orientalnego.


5. Tołpa Dermo Face Rosacal - Płyn micelarny: Bardzo łagodny płyn o przyjemnym, różanym zapachu. Nie pozostawiał skóry ściągniętej, przyjemnie koił i dobrze zmywał makijaż. Trzeba było trochę pocierać przy zmywaniu eyelinera z oczu, ale dawał radę i nie podrażniał. Produkt ekonomiczny - 400 ml wystarcza na długo, ale mimo to trochę za drogi (38zł.)
Kupisz ponownie? - NIE, już znalazłam swojego faworyta i jest nim Mixa.

6. Lirene Dermoprogram Cera Naczynkowa 3w1 - Płyn micelarny: Kupiłam go zaraz po zużyciu poprzednika, gdyż była na nie promocja w Biedronce. I w tym wypadku urzekł mnie delikatny kwiatowy zapach. Działanie miał w zasadzie zbliżone do Tołpy, choć nie koił i nie zmywał równie skutecznie. Szybko się skończył, ale nie będę po nim rozpaczać. :)
Kupisz ponownie? - NIE WIEM, jest tani, więc gdy będę potrzebowała czegoś na szybko...


7. Ziaja Oczyszczanie Liście Manuka - Żel myjący, normalizujący: Ta seria produktów Ziaji szumem weszła na rynek; dużo się o nich mówiło, dużo pisało. Ja z początku tez byłam nimi zachwycona, jednakże efekty stosowania były nikłe... ten żel dobrze odświeżał, oczyszczał nie wysuszając przy tym skóry i mnie nie uczulił. Pozostawiał twarz lekko ściągniętą, ale dla mnie nie był to problem.
Kupisz ponownie? - NIE, znam lepsze produkty.

8. Pharmaceris antybakteryjny żel myjący, seria T: Używałam go pod koniec wakacji, po powrocie z za granicy i myślę, że to jemu zawdzięczam przyzwoity stan mojej skóry po solidnej dawce słońca i słonej wody. Bardzo dobrze oczyszczał, pozostawiał skórę gładką i matową. A w dodatku był wydajny.
Kupisz ponownie? - NIE WIEM, pewnie wrócę do niego w okresie letnim.

9. Sylweco Tymiankowy żel do twarzy - Żel myjący: Ten produkt gościł już u mnie w ULUBIEŃCACH więc nie będę się na jego temat tu już rozpisywać. Wiecie, iż bardzo lubię produkty tej firmy i w najbliższym czasie nie zamierzam z nich rezygnować. ;)
Kupisz ponownie? - TAK, z pewnością nie raz!


10. Ziaja Oczyszczanie Liście Manuka - Krem na noc: Kolejny produkt marki Ziaja z tej jakże osławionej serii. Używałam go regularnie, każdego wieczora i mimo obietnic producenta nie zauważyłam u siebie znikome wręcz efekty - subtelna poprawa nawilżenia skóry i jej delikatne rozjaśnienie. Nie zapchał mnie, więc szybko go zużyłam i... wyrzuciłam.
Kupisz ponownie? - NIE, chcę spróbować silniejszych kwasów.


11. Decubal - Krem do rąk: Wiązałam wielkie nadzieje z tym kremem, tym bardziej, że niestety mam skłonność do przesuszania się dłoni. Jego działanie oceniam na dobre - poprawił stan moich rąk, nie miałam już takiego problemu ze skórkami przy paznokciach czy łuszczącą się skórą na palcach. Jednakże krem ten tak przeokropnie śmierdział i wchłaniał się latami, że nie można było wytrzymać z nim na rękach - dlatego nie zużyłam go do końca.
Kupisz ponownie? - NIE, przenigdy!

12. Balea Rumiankowy krem do rąk i paznokci: Kupiłam go w trakcie pobytu na wakacjach w DM'ie, a zaczęłam używać po powrocie do Polski na zmianę z Decubalem. W przeciwieństwie do poprzednika ten nie pozostawiał tłustej warstwy na dłoniach, szybko się wchłaniał i miał ładny, lekki zapach. Niestety jego działanie pozostawiało wiele do życzenia - na krótko poprawiał stan moich rąk.
Kupisz ponownie? - NIE, poszukam czegoś lepszego.

I tak oto dobrnęliśmy do końca! Jak Wam się podobało? Czy używaliście któregoś z tych produktów? Koniecznie dajcie mi znać co o nich myślicie i jakie zamienniki tych produktów polecacie! :)

poniedziałek, 24 listopada 2014

Alternatywa dla czerwieni | Maybelline SuperStay 14h Lipstick

HEJ!

W drogerii Dayli, w mojej małej mieścinie pojawiła się ostatnio szafa Maybelline - takie niby nic, bo marka ta jest dostępna praktycznie wszędzie, więc nie ma się za bardzo czym zachwycać. Zapewne nie zwróciłabym na to zbytnio uwagi, gdyby nie fakt, że na kosmetyki tej firmy obowiązywała promocja -40%. Tak oto ja, kompletna szminko-maniaczka, stanęłam przed jednym z najtrudniejszych kosmetycznych wyborów, dotyczącym koloru szminki. ;)
Po kilku(nastu) próbach przy sklepowym lustrze natrafiłam na to cudo: 


Maybelline SuperStay 14h Lipstick nr. 160 - Infinitely Fuchsia to przepiękna szminka o matowym wykończeniu z rodzaju kosmetyków "long-lasting", a więc długo utrzymujących się. Mimo iż nie przepadam za mocnym różem na ustach, urzekł mnie ten wyrazisty, zimny odcień fuksji; z czymś takim jeszcze się do tej pory nie spotkałam. A jeżeli on Was nie przekonuje, to spokojnie możecie wybrać coś dla siebie wśród pozostałych 9 odcieni.


Za cenę ok. 31zł. otrzymujemy 3,3g. produktu, no ale mi udało się dorwać ją za 18zł. z groszami, dzięki wspomnianej wyżej promocji. Pomadka zamknięta jest solidnym, plastikowym opakowaniu, zatem możemy mieć pewność, że wrzucona gdzieś do torebki luzem przypadkiem się w niej nie otworzy. Poza tym ma charakterystyczny kwiatowy zapach i jest wygodnie wyprofilowana, co znacznie ułatwia jej rozprowadzanie na ustach, przynajmniej na początku używania.


Szminka zdecydowanie mocno napigmentowana - wystarczyłyby dwa pociągnięcia, żeby umalować jedną wargę, ale niestety rozprowadza się dość topornie, jest bardzo zbita i nieco tępa, ze względu na swe matowe wykończenie. Po nałożeniu natychmiast stapia się z ustami, nasycając je czystym kolorem co daje efekt wręcz nieziemski. Trudno mi powiedzieć czy podkreśla suche skórki, bo bardzo dużą wagę przykładam do pielęgnacji moich ust i dbam o to żeby były zawsze odpowiednio nawilżone i wypeelingowane. Biorąc jednak pod uwagę jej właściwości - może przesuszać usta. Po dłuższym noszeniu jej zanika kompletnie początkowa, delikatna gładkość - szminka nieco ściąga usta.


Jeżeli zatem chodzi o spełnienie obietnic producenta to kosmetyk niestety nie wywiązuje się ze wszystkich zapewnień - na pewno nie ma lekkiej formuły, ponieważ przez cały czas noszenia wyraźnie czuć go na ustach. Po drugie jak już wspomniałam - trzeba pielęgnować usta, by szminka ta dobrze na nich wyglądała i nie zrobiła nam krzywdy. Co do trwałości - miałam ją na ustach jakieś 8h z jedzeniem i piciem więc jest naprawdę długotrwała.
No i musicie przyznać, że ten kolor to cudowna alternatywa dla klasycznej czerwieni. :)

Uwielbiam kosmetyki o wykończeniu matowym, kilkukrotnie już to podkreślałam, tak więc mimo drobnych wad szminka trafia do moich ulubieńców. Nie sądzę jednak, żeby warta była tych ponad 30zł. więc jeżeli macie na nią ochotę to szukajcie promocji i... kupujcie!

sobota, 22 listopada 2014

W poszukiwaniu korektora idealnego | NYX HD Concealer

CZEŚĆ!

Moje poszukiwania korektora idealnego trwały naprawdę bardzo długo, ponieważ na polskim rynku naprawdę mamy w czym wybierać... lecz tkwi tu pewien haczyk. Niestety w naszym kraju jakoś tak dziwnie się przyjęło, że słowo "korektor" określa dwa różne typy produktu - typowy "poprawiacz" (ukrywający np.: niedoskonałości, drobne ranki czy przebarwienia) i "kamuflaż", który delikatnie odbija światło przy zachowaniu lekkiego krycia. Ale nie o tym dzisiaj mowa. :)

Dziś zapraszam Was na recenzję NYX HD Photogenic Concealer!


Z dostępnością produktu nie ma raczej większego problemu, ponieważ znajdziecie go niemal we wszystkich w Douglasach w szafie NYX oraz w sklepie stacjonarnym firmy. Za 3g zapłacimy 29,90 zł. więc jest to raczej średnia półka cenowa.


Sam produkt zamknięty jest w typowym dla korektorów, plastikowym, smukłym opakowaniu z błyszczykowym aplikatorem, co niestety nie jest zbyt higieniczne, dlatego jeżeli chcecie używać go do przykrycia większych wyprysków lub zmian trądzikowych to odradzam bezpośredni kontakt z tą włochatą gąbeczką. Ja jednak stosuję go w celu ukrycia moich znienawidzonych cieni pod oczami i uważam, że do tego najlepiej się nadaje.


Gama kolorystyczna należy do bardzo bogatych - dostępnych jest aż 11 kolorów w tym "odcienie specjalne" takie jak żółty, fioletowy i zielony, więc każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie. Ja posiadam odcień najjaśniejszy, czyli CW 01 - "Porcelain", który mimo iż jest niemal biały, posiada leciutkie różowe tony, nieodznaczające się jednak na skórze.
Konsystencja korektora jest bardzo lekka, nietłusta, a to za sprawą wody, którą znajdziemy na pierwszym miejscu w składzie. Trzeba go jednak szybko wklepać, ponieważ po chwili zaczyna on zastygać, tworząc na skórze suchą, pozbawioną błysku warstwę - dlatego rozprowadzenie kosmetyku placem da najładniejszy efekt. Nawet po całym dniu noszenia NYX nie zbiera się w załamaniach, nie roluje i co najważniejsze nie traci na intensywności krycia!
 

 Pamiętajcie, że aparat/kamera ZAWSZE podkreśla worki i cienie pod oczami!

Korektory typu concealer powinny rozświetlać okolice pod oczami, a kamuflaże ukrywać mankamenty urody - w produkcie tej firmy doskonale zbalansowano obie właściwości. Dzięki mocnemu kryciu sińce nie są widoczne, skóra wygląda na naturalnie wypoczętą, w dodatku kosmetyk pięknie stapia się z cerą.
Produkt byłby prawdziwym ideałem, gdyby nie dwie maleńkie wady, jakie mogą niektórym przeszkadzać i zniechęcić do zakupu. Pierwszą jest zapach - dziwny, podobny nieco do farby olejnej (całe szczęście błyskawicznie się ulatnia). Poza tym nie poleciłabym go osobom mającym problemy z suchą skórą w okolicach pod ozami, bo ma on tendencję do jej przesuszania. Radzę stosować krem mocno nawilżający, aby zniwelować ten efekt.

Podsumowując - uważam, że kosmetyk NYX wart jest każdej wydanej złotówki. To produkt o niesamowitych właściwościach kryjących i trwałości, wyglądający bardzo naturalnie na skórze. Dla mnie - cudotwórca; dzięki niemu moje sińce pod oczami nie stanowią już takiego problemu! :)    

czwartek, 20 listopada 2014

Oczyszczająca moc rumianku i skrzypu | Recenzja duetu z Sylveco

HEJ!

Jak zapewne każda z Was wie najważniejsza w utrzymaniu skóry w dobrej kondycji jest dostosowana do jej aktualnych potrzeb pielęgnacja. Dlatego też ja nie mam stałego schematu dbania o cerę - często lubię sięgać po nowe produkty, testować je, sprawdzać ich działanie oraz porównywać. Jako że mój tymiankowy żel do mycia twarzy (o którym pisałam w ULUBIEŃCACH) niestety już się skończył, postanowiłam wypróbować inne produkty tej firmy. Tak więc dziś zapraszam na recenzję rumiankowo - skrzypowego duetu Sylveco.


Oba produkty kupiłam w aptece i to właśnie tam powinnyście ich szukać. Wiem, że z dostępnością Sylveco może nie być za łatwo, ale opłaca się zajrzeć do kilku, żeby znaleźć te dwa produkty. Poza tym możecie zamówić je również w Internecie, z tym raczej nie ma problemu. Ceny nie należą do zbyt wygórowanych, jak na kosmetyki hipoalergiczne: za 75 ml peelingu zapłacimy ok. 18 zł, a za 150 ml żelu 16 zł.


Oczyszczający peeling przeznaczony jest do cery tłustej czy też mieszanej oraz borykającej się z problemem rozszerzonych porów. Zawiera korund, czyli mineralne drobinki które delikatnie, aczkolwiek skutecznie złuszczają martwy naskórek. Dzięki ekstraktowi ze skrzypu polnego normalizuje pracę gruczołów łojowych, łagodzi podrażnienia i przyspiesza regenerację skóry. Jako naturalne źródło zapachu dodano do peelingu olejek z drzewa herbacianego. Producent obiecuje, że kosmetyk stosowany regularnie (1-2 w tygodniu lub w zależności od naszych indywidualnych potrzeb) ma zmniejszyć widoczność porów, wyregulować wydzielanie sebum, dotlenić skórę i ogólnie poprawić jej stan.

A teraz rzućmy okiem na skład (podaję ze strony producenta):
Woda,  Korund,  Olej sojowy,  Masło karite (Shea),  Gliceryna,  Triglicerydy kwasu kaprylowego i kaprynowego,  Stearynian glicerolu,  Sorbitan Stearate & Sucrose Cocoate,  Olej z pestek winogron,  Ekstrakt ze skrzypu polnego,  Wosk pszczeli,  Alkohol cetylowy,  Alkohol benzylowy,  Guma ksantanowa,  Kwas dehydrooctowy,  Olejek z drzewa herbacianego 
 

Kosmetyk zapakowano w estetyczne, tekturowe pudełeczko, które kryje w środku bardzo schludnie wyglądający, plastikowy słoiczek. Za takie opakowanie należy się duży plus, ponieważ umożliwia nam ono dokładne wydobycie produktu - nic się tu nie zmarnuje.
Konsystencja peelingu jest niesamowicie kremowa oraz bardzo gęsta, a pod palcami można wyczuć maleńkie drobinki korundu. To sprawia, że masaż twarzy wykonuje się z przyjemnością i wcale nie trzeba używać dużo kosmetyku; ja do pokrycia mojej  buzi potrzebowałam ilości odpowiadającej mniej więcej ziarenku grochu. Produkt ma także bardzo subtelny, herbaciany zapach.

A teraz najważniejsze, czyli działanie - jest to naprawdę świetny peeling, dzięki któremu na pewno dogłębnie oczyścimy naszą cerę i z pewnością pozbędziemy się suchych skórek - po prostu czuć, że on porządnie złuszcza. W trakcie rozcierania zaczyna się on delikatnie wchłaniać, więc gdy stanie się tępy pod palcami to należy go dokładnie spłukać z twarzy. Pozostawia skórę gładką, nawilżoną i matową, lecz nie pozbawioną naturalnego płaszcza lipidowego.


Rumiankowy żel do twarzy przeznaczony jest do dokładnie takich typów cery jak peeling, zatem stanowi swoiste uzupełnienie drugiego produktu. Posiada olejek z rumianku lekarskiego, który zawiera wiele substancji czynnych, warunkujących jego terapeutyczne działanie. W składzie znajdziemy także 2%-owy roztwór kwasu salicylowego (BHA) - świetnie radzi sobie on z zaskórnikami, a także ma delikatne działanie złuszczające, lecz w przeciwieństwie do kwasów AHA długotrwałe.
Regularnie stosowany żel powinien odblokowywać pory i usuwać zanieczyszczenia, a także przyczynić się do zmniejszenia produkcji sebum oraz szybszej odnowy naskórka. Poza tym wykazuje właściwości gojące i łagodzące drobne rany czy podrażnienia.

A oto jego skład:
Woda,  Glukozyd laurylowy,  Gliceryna,  Kwas salicylowy,  Panthenol,  Wodorowęglan sodu,  Benzoesan sodu,  Olejek rumiankowy 

Bardzo podoba mi się opakowanie kosmetyku - wygodna pompka odmierza idealną porcję żelu. Z pewnością nie można mówić tu o jakichkolwiek problemach z wydobyciem produktu, nawet jeżeli jest go już mało na dnie. 
Żel ma gęstą konsystencję, jest przejrzysty i przyjemnie rozprowadza się go na twarzy. Niestety zapach produktu może zniechęcać, gdyż trąci nieco octem jabłkowym - przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Ale to jego jedyny minus, ponieważ działa rewelacyjnie! 

Moja skóra bardzo go polubiła i jest teraz w naprawdę świetnej formie: od trzech tygodni nie pojawił się na niej nawet jeden wyprysk, zaskórniki jakby lekko przybladły, a cera stała się świeża i promienna. Drobne ranki i blizny po wcześniejszych nieprzyjaciołach goją się znacznie szybciej oraz są mniej widoczne. Pozostanę neutralna w kwestii przetłuszczania się skóry, ponieważ nie jestem w stanie określić czy na tym polu ten kosmetyk coś zdziałał. Ja od zawsze miałam z tym problem i stale się z nim borykam - bywa to bardziej lub mniej uciążliwe.

Podsumowując - te produkty świetnie współpracują ze sobą w duecie, ponieważ naprzemienne stosowanie potęguje ich działanie. Są ta także kosmetyki niesamowicie wydajne, ze względu na swe gęste, treściwe konsystencje. Myślę, że na pewno sprawdzą się u posiadaczek cery tłustej i trądzikowej. :)

niedziela, 16 listopada 2014

Zakupowe szaleństwo | Zdobycze z Rossmanna

WITAJCIE!

Jak już zapewne wiecie od 10 do 19 listopada w drogeriach Rossmann trwa akcja 1+1 - czyli kupując jeden produkt z kolorówki drugi, który jest w tej samej cenie bądź tańszy, otrzymujemy gratis. Nie mogłam przepościć takiej okazji, dlatego moje zbiory kosmetyczne wzbogaciły nowe kosmetyki do makijażu.
Tak prezentują się moje wszystkie zdobycze:

 

Zacznijmy od rzeczy najtańszych - bibułki matujące z Wibo. Zakochałam się w tym gadżecie od pierwszego użycia, dlatego teraz zrobiłam sobie zapas i kupiłam dwa opakowania. Znakomicie przedłużają żywotność makijażu - wystarczy lekko je przycisnąć w świecące się miejsca by zebrać sebum, a potem lekko przypudrować twarz; makijaż jest odświeżony!


Następne w kolejce mamy dwa lakiery marki Maybelline z serii Super Stay 7 Days. Te dwa kolorki - 490 - Hot Salsa, 635 - Surreal - wzięłam dla mojej mamy, ponieważ ja nie gustuję w takich odcieniach na dłoniach. Sama posiadam piękną, ciemną czerwień z tej serii, 08 - Passionate Red i sprawdza się naprawdę znakomicie - na moich paznokciach trzyma się faktycznie 7 dni.


Od jakiegoś czasu szukałam produktu do brwi, który odpowiadałby mi idealnie kolorem, dlatego gdy zobaczyłam Master Shape Maybelliene w odcieniu Deep Brown, postanowiłam, że wezmę ją w ciemno (dorzuciłam ją do zakupów mamy :). Kolor mi odpowiada, kredka jest miękka, ma właściwości woskujące, co trzyma włoski na miejscu, no i poza tym na drugim końcu zamontowano szczoteczkę do przeczesywania, co znacznie ułatwia szybkie zrobienie brwi.



Pierwszy produkt marki Revlon to puder prasowany "Nearly Naked" w kolorze 010 - Fair Clair. Według producenta ma on dawać efekt jedwabiście gładkiej skóry, zmniejszać widoczność niedoskonałości i przy tym jeszcze naturalnie wyglądać na twarzy. Po kilku zastosowaniach muszę przyznać, że wszystkie obietnice zostały spełnione, a w dodatku puder ten całkiem przyzwoicie matuje!



Do pary skusiłam się na ColorStay Liquid Liner w kolorze Blackest Black. Uwielbiam swój eyeliner z L'oreala, ale daje on połyskliwe wykończenie na oku, a ja szukałam czegoś matowego. Kupiłam ten kosmetyk w ciemno, czego zazwyczaj nie robię, ale pierwszym użyciu jestem z niego bardzo zadowolona. Aplikator jest bardzo łatwy w obsłudze, przez 10 godzin nie rozmazał się ani nigdzie nie poschodził, a kolor nie stracił na intensywności.

 


Na tym zdjęciu porównałam oba produkty - czerń z Revlonu wydaje się być bardziej napigmentowana, ale jest to spowodowane oświetleniem i "lateksowym" wykończeniem L'oreala, który mocno odbija światło. W rzeczywistości głębia koloru jest porównywalna.


Tak więc, to wszystko co upolowałam na promocji w Rossmannie. Zastanawiałam się jeszcze nad jakimiś szminkami, lecz stwierdziłam, że kupię sobie parę kolorków na stoisku Golden Rose z serii Velvet Matte, bo jestem miłośniczką takiego wykończenia we wszelkich kosmetykach. :)
Koniecznie napiszcie mi co sądzicie o tych produktach czy je znacie, czy ich używałyście i jak Wam się sprawdziły?

czwartek, 13 listopada 2014

Pachnący czwartek | Recenzja perfum C-Thru "Pure Illusion"

HEJ!

Poprzedni post niestety nie przyjął się najlepiej, więc dzisiaj wracam do Was z recenzją perfum. Zapach, który mam dziś przyjemność Wam przedstawić to C-Thru "Pure Illusion".


Opakowanie jest szklane, nie ma żadnych wymyślnych kształtów, utrzymane w stonowanej kolorystyce odcieni beżu. C-Thru stawia na prosty design, dodając charakterystyczny akcent w postaci szklanych kuleczek wewnątrz opakowania. Według mnie to udany pomysł, znacznie zwiększający atrakcyjność produktu... tym bardziej, że ta szklana buteleczka wypada dość niepozornie na tle innych flakoników z perfumami.
Regularna cena C-Thru wynosi ok. 36 zł. za 30 ml, ale ja upolowałam go na promocji w drogerii Natura za 19,99zł.


Nuty zapachowe:
nuta głowy: kwiat tiare, brzoskwinia, jaśmin, piwonia
nuta serca: bergamotka, czarna porzeczka
nuta bazy: białe piżmo, drzewo sandałowe


Perfumy należą do kategorii kwiatowo-owocowych, jednakże nie jest to typowo słodki, mdlący zapach. Na pierwszy plan wyraźnie rzuca się świeża woń kwiatów, szczególnie jaśminu; dopiero potem możemy wyczuć lekki owocowy zapach porzeczki. Całość dopełnia mocny, pudrowy zapach piżma.
Po upływie ok. dwóch godzin staje się nieco słodszy, nuta bazowa jest bardziej wyczuwalna. Utrzymuje się przez cały dzień tylko nieznacznie tracąc na swej intensywności. Mocno zapadł w pamięć osobom z mojego otoczenia, więc jest z pewnością wyczuwalny i dość osobliwy. ;)


Nie są to perfumy w moim guście, ja wolę kompozycje zdecydowanie cięższe, bardziej oriantalne, mocno korzenne i drzewne. Nowy C-Thru tak zachwalany przez Honoratę Skarbek nie trafia w mój gust, co nie zmienia faktu, że są to perfumy naprawdę dobre jakościowo, długo utrzymujące się. Nawet w cenie regularnej opłaca się je nabyć, jeśli jesteście zwolenniczkami nietypowych połączeń owocowo-kwiatowych.

wtorek, 11 listopada 2014

Buble kosmetyczne - jak ich uniknąć?

HEJ!

Co powiecie na małe urozmaicenie? W ramach odskoczni od recenzji kosmetyków; dzisiejszy post będzie wstępem do sagi o bublach. Wszystkie notki z tej serii będę oznaczała tagiem "buble kosmetyczne", ażeby ułatwić Wam ich wyszukiwanie. Postanowiłam, że dzisiejsza notka będzie zbiorem porad, z których możecie korzystać w trakcie zakupów tak aby zminimalizować ryzyko natknięcia się na kiepskie produkty. Wszystkie te sposoby wypracowałam sama i chętnie podzielę się z Wami moimi doświadczeniami. :)

1. Zaufane źródła - czyli kupujemy kosmetyki wtedy, kiedy nie mamy wątpliwości co do ich pochodzenia, tak żeby ograniczyć możliwość natknięcia się na np. podróbkę. Ta rada sprawdza się szczególnie w przypadku kupowania perfum - wiadomo, że bezpieczniej jest nabyć je w perfumerii czy drogerii niż na ulicznym bazarku.

2. Dokładna znajomość profilu i potrzeb swojej cery - dobrze jest sprecyzować jaki mamy problem z cerą, co chcemy podkreślić a co zatuszować. Często sami nieodpowiednio dobieramy kosmetyki pielęgnacyjne w stosunku do zapotrzebowania naszej cery, a co za tym idzie - nie otrzymujemy oczekiwanych efektów. A na źle zadbanej cerze każdy kosmetyk kolorowy wygląda/utrzymuje się źle.

3. Wiedza na temat składu kosmetyków - wcale nie trzeba być kosmetologiem, żeby umieć rozszyfrowywać składy. Tutaj naprawdę chodzi o wiedzę elementarną, jaką posiąść może każdy z nas, wystarczy tylko nieco chęci. Przy szybkiej analizie w sklepie warto zadać sobie te trzy pytania:
  • jak długi jest skład? (im krótszy tym bardziej naturalny = lepszy)
  • na którym miejscu produkt ma wypisane składniki aktywne? ( wiadomo - im dalej tym mniejsza ich ilość)
  • czy zawiera parabeny i/lub substancje mogące w jakiś sposób zaszkodzić skórze? (i tu przyda się znajomość profilu i potrzeb naszej cery - wtedy wiemy czego unikać)
4. Pusty portfel... - mniej pieniędzy przy sobie = bardziej świadome i rozsądne wybory. Nie jedna z nas lubi sobie zajść do drogerii, bo akurat jest po drodze, bo mamy dużo czasu... pretekst zawsze się znajdzie. I to właśnie wtedy najczęściej kupujemy produkty pod wpływem impulsu, kaprysu zupełnie niepotrzebne albo nieznanej nam marki.

5. Wiedza na temat danego produktu - zanim coś kupimy dobrze jest wiedzieć jak sprawdziło się to osobom o różnych typach cery itp. Dlatego tak ważne jest  zapoznanie się z opinią innych i obiektywny stosunek do tych recenzji. Wiadomo, to co sprawdziło się u jednego człowieka wcale nie musi tak dobrze spisać się u nas i odwrotnie.

6. Testy, próbki, porównania - jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja warto korzystać z uprzejmości producentów lub brać udział w darmowych pokazach kosmetyków. Możliwość przetestowania produktu na własnej skórze przed jego zakupem pozwoli nam wyrobić sobie wstępną opinię na jego temat. Taki test na żywo oraz pierwsze wrażenie w jednym :)

7. Sceptyczne nastawienie do ekspedientek - należy pamiętać, że im najbardziej zależy na sprzedaniu jak najdroższego produktu, ponieważ to ich praca i jest to całkiem naturalne. Należy z pewnym umiarkowaniem przyjmować rady i polecenia sklepowych ekspedientek, bo nie wszystkie z nich chcą dla nas jak najlepiej.

Być może te sposoby nie są zbyt odkrywcze i wydadzą się Wam oczywiste... ale wiem z własnych obserwacji, że wiele moich znajomych bagatelizuje sobie takie oczywistości i potem narzeka, iż po raz kolejny zmarnowały pieniądze. Jedyne co tak naprawdę należy zrobić, żeby zminimalizować ryzyko takich wpadek to być świadomym konsumentem. Zakupy kosmetyczne powinny być porządnie przemyślane - to pozwoli nam nie tylko zaoszczędzić pieniądze, ale i własne nerwy. ;)

Na koniec chciałam podzielić się z Wami zdjęciami z jesiennego spaceru... ta pora roku ma swój urok, mimo coraz to niższych temperatur i krótszego, mniej słonecznego dnia. ;)
    




niedziela, 9 listopada 2014

Usta w kolorze | Próbki kolorów szminek z Heanu

CZEŚĆ!

Jako że post z obszerną recenzją zamówienia z Heanu cieszył się dość dużym zainteresowaniem, postanowiłam napisać kolejną notkę o ich produktach. Pragnę w tym miejscu jeszcze dla jasności nadmienić, iż nie dostałam kosmetyków w ramach współpracy z tą firmą. To jak często Hean pojawia się w moich postach wynika tylko z mojego własnego zainteresowania tą marką. Tak więc, dzisiaj zaprezentuję Wam jak na ustach wyglądają wszystkie posiadane przeze mnie szminki, a mam ich w sumie sześć. :)
Zacznę od kolorów nude, a na końcu przejdę do odcieni czerwieni:







Mam nadzieję, że mój aparat oddał kolory szminek w miarę wiarygodnie, choć różnica między Red Wine a Malinowym Sorbetem wypadła dość subtelnie. Szminki mają inne wykończenie - pierwsza jest bardziej kremowa, druga z kolei ma lekki metaliczny poblask. Z góry przepraszam za wszelkie nierówności przy malowaniu ust, ale same zrozumcie - trudno jest pomalować je idealnie bez konturówki. :)
Który kolor najbardziej Wam się podoba? Koniecznie napiszcie mi o tym w komentarzu i odwiedźcie mój profil na Facebooku, żeby być na bieżąco!

piątek, 7 listopada 2014

Krem pod oczy z Ziaji | Walkę z cieniami czas zacząć!

WITAJCIE!

W poniedziałek, gdy wracałam ze szkoły, zajrzałam po drodze do drogerii, z której oczywiście nie mogłam wyjść pustymi rękoma. Astor, do jakiego się udałam, ma wyjątkowo obszerny asortyment marki Ziaja, więc to tam zaczęłam swe poszukiwania. I tak oto stałam się posiadaczką kremu pod oczy i na powieki rozjaśniającego cienie pod oczami z bławatkiem.

Niestety, jestem osobą dość hojnie obdarzoną przez naturę pięknymi fioletowo-niebieskimi cieniami pod oczami. Wczesne wstawanie, wieczory przed komputerem i późne udawanie się na spoczynek dodatkowo jeszcze uwydatnia mój problem. Dlatego powiedziałam sobie - dość! Czas temu zaradzić.


Krem kosztował 5,50 zł. i za tę cenę mamy 15 ml produktu, a więc dużo i tanio. Zapakowany był w estetyczne opakowanie, zabezpieczone folią z wyszczególnionymi obietnicami producenta i składem, na który teraz rzucimy okiem:


A więc: Aqua [woda], Caprylic/Capric Triglyceride [emolient tłusty], Cetearyl Glucoside [emulgator, stabilizator], Cetearyl Alcohol [emolient tłusty], Hydrogenated Coco-Glycerides [emolient, tłuszcz kokosowy], Elaeis Guineensis Oil [olej palmowy], Octyldodecanol [emolient, stabilizator], Glycerin [gliceryna, humektant], Panthenol [pantenol, humektant], Ceteareth-20 [emulgator], Propylene Glycol [glikol propylenowy, humektant,], Centaurea Cyanus Flower Extract [ekstrakt z bławatka], Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer [emulgator, stabilizator], Isohexadecane [emolient suchy], Polysorbate 80 [emulgator], Tocopheryl Acetate [witamina E], Retinyl Palmitate [witamina A], Sodium Polyacrylate [stabilizator, wiąże składniki kosmetyku], Methylparaben [konserwant], Ethylparaben [konserwant], DMDM Hydantoin [konserwant]
Na czerwono zaznaczyłam substancje komedogenne (mogące zapychać) na zielono substancje mogące wywołać podrażnienie, a na fioletowo alergeny.

Skład niestety do wybitnych nie należy, kosmetyk może zapychać albo podrażnić a nawet uczulić osoby ze skórą wyjątkowo wrażliwą. Moim zdaniem produkt przeznaczony do tak delikatnych stref jak skóra pod oczami powinien być mniej napakowany chemią.


Krem ma lekką, rzadką konsystencję, jest pozbawiony zapachu. Szybko się wchłania po aplikacji, daje przyjemne uczucie nawilżenia, które niestety nie utrzymuje się dość długo. Okolice oczu i powieki, zmęczone i lekko opuchnięte po całym dniu niestety nie zostały ukojone. Po tych kilku użyciach jeszcze nie mogę stwierdzić, czy krem rzeczywiście rozjaśnia te uporczywie sińce...
Na plus mogę zaliczyć jeszcze to, iż z pewnością będzie wydajny, nie trzeba używać go dużo.

Zobaczymy, czy Ziaja da sobie radę z moim problemem, bo na ten moment nie zapowiada się aby kosmetyk miał zdziałać cuda. Mam nadzieję, że mnie również nie zapcha, ponieważ moje oczy mają skłonność do podrażnień i reakcji alergicznych na niektóre produkty...

Ja na dziś się z Wami żegnam i zapraszam na mojego Facebooka!

wtorek, 4 listopada 2014

Ulubieńcy października #1

CZEŚĆ!

Jesień w pełni, niestety robi się coraz chłodniej, październik dobiegł końca... nadszedł więc czas na ulubieńców miesiąca! Nie wiem jak Wy, ale ja najbardziej lubię właśnie ten rodzaj postów/filmów, bo dzięki nim mogę w krótkim czasie odkryć wiele nowych, ciekawych produktów. Więc... zaczynamy!

Suchy szampon Batiste fruity and cheeky cherry

Szampony Batiste odkryłam pół roku temu dzięki YouTube'owi i od momentu kiedy po raz pierwszy je kupiłam stałam się ich wielką fanką. Poza tym, że wspaniale przedłużają świeżość włosów to dodatkowo je podnoszą i dodają nieco objętości. Kosztują ok. 15 zł. jednakże bardzo wydajne - mnie spokojnie wystarczają nawet na 2 miesiące. Słodki, wiśniowy zapach tego szamponu totalnie mnie urzekł i żałuję, że kosmetyk już się skończył...

Krem wybielający przebarwienia FlosLek WHITE&BEAUTY

Zawsze po lecie inwestuję w jakiś krem wybielający, który by mnie nie zapchał, przyzwoicie nawilżał a przede wszystkim DZIAŁAŁ. Tym razem padło na FlosLek, którego zaczęłam używać na początku tego miesiąca i jestem zadowolona - przebarwienia przybladły, te drobniejsze zniknęły, po opaleniźnie prawie nie ma śladu. Dodatkowo krem szybko się wchłania, nawilża i nie zapycha! Jednakże na bardziej spektakularne efekty trzeba poczekać trochę dłużej.

Ochronna pomadla do ust Maybelline Baby Lips - "Hydrate"

Tego produktu używam już ponad 2 miesiące i zauważyłam znaczną poprawę nawilżenia ust, a stosuję go na zmianę z waniliowym balsamem z AVONu - pomadka na dzień, a na noc coś bardziej treściwego. Lekka, nielepka formuła utrzymuje się na moich ustach od 1 godziny do maksymalnie 3, w zależności od tego co jem i piję. Zapach i prosty, ale gustowny design pomadki zachęca do częstego sięgania po nią. Mi w zasadzie niczego więcej nie potrzeba. ;)

Sylveco tymiankowy żel do twarzy

Lubię kosmetyki tej marki, ze względu na proste, nieprzepakowane chemią składy. Do tymiankowego żelu wróciłam po dłuższej przerwie i przypomniałam sobie za co tak bardzo go lubiłam. Gęsta, żelowa konsystencja sprawia, że produkt wystarcza na długo. Przyjemnie oczyszcza twarz, nie podrażnia jej, łagodzi stany zapalne przy zmianach trądzikowych. Po zmyciu pozostawia skórę, gładką oraz matową. Dodatkowo ma przyjemny, NATURALNY ziołowy zapach.   

Żel punktowy Iwostin, Purritin

Na początku tego roku, kiedy miałam większe problemy z trądzikiem na czole, moja dermatolog poleciła mi do pielęgnacji kosmetyki właśnie z tej serii. Do dziś pozostał mi jedynie żel punktowy, którego nadal używam na większe, bolesne wypryski. Po zastosowabiu zaczerwienienie wyraźnie się zmniejsza, żel nieco hamuje rozwój zmian trądzikowych i w zasadzie na tym jego działanie się kończy. Jednak tym miesiącu okazał się być szczególnie pomocny.

 Eyeliner L'Oreal Super Liner Black Laquer   
    
Dla mnie - kosmetyk wszech czasów! Nigdy nie miałam i najprawdopodobniej nigdy mieć nie będę równie cudownego eyelinera. Płynna formuła po zastygnięciu na powiece przypomina lateks i przybiera głęboki, połyskliwy odcień czerni. Produkt ten jest nie do zdarcia - przetrzyma wszystko: pot, deszcz nawet pocieranie palcem i trzyma się diabelnie długo (24 godziny spokojnie dałby radę). Zużyłam już chyba z pięć opakowań - jedno starcza na jakieś 3 miesiące intensywnego użytkowania, dzień w dzień. Po prostu - mój numer jeden! <3

Cień w kremie Maybelline Color Tattoo - 60 "Timeless Black"

Kolejny produkt od Maybelline w tych ulubieńcach tym razem z kolorówki. Posiadam w swojej kolekcji kilka kolorów tych cieni, jednakże w tym miesiącu moje serce podbiła czerń. Nie jest to może najczarniejszy odcień czerni, jaki miałam okazję używać, ale znakomicie nadaje się jako baza pod cienie do podbijania ich koloru. Poza tym przy stosowaniu go nie trzeba stosować nic innego - on naprawdę może utrzymać się te 24 godziny tak jak sugeruje producent.

Pomadka do ust Hean Vitamin Cocktail - 328 "Romantic"

O tych szminkach rozpisywałam się już w poprzednim poście, więc jeżeli chcecie wiedzieć więcej do was do niego odsyłam >>>TU<<<. Jest to mój ulubiony, jak do tej pory, kolor na jesień.

I tak oto lista październikowych ulubieńców dobiegła końca. Jest tu sporo pielęgnacji, ale moim zdaniem  to właśnie ona jest najważniejsza - na zadbanej twarzy każdy kosmetyk wygląda dobrze. Koniecznie napiszcie mi w komentarzu, czy używałyście któregoś z tych produktów i jak się Wam one sprawdziły.

sobota, 1 listopada 2014

Kosmetyki Hean | Recenzja produktów + swatches

HEJ!

Dziś obiecana recenzja kilku produktów firmy Hean, które zamówiłam na początku października. ;) Jak wiecie (albo i nie) Hean to polska marka kosmetyków kolorowych i pielęgnacyjnych z raczej niższej półki cenowej - są więc w sam raz na każdą kieszeń. Jedynym minusem jest dostępność - szafę Heanu naprawdę trudno jest znaleźć, dlatego ja zrobiłam zakupy on-line. Tak więc prezentuje się moje całe zamówienie:
Na paczkę nie musiałam czekać długo, po jakiś 4 dniach mogłam ją już odebrać na poczcie. Wszystkie kosmetyki przybyły porządnie zabezpieczone, z dołączonym wykazem produktów i ich ceną. Pod tym względem nie mam do firmy najmniejszych zastrzeżeń. Przejdźmy zatem do prezentacji! :)

Pomadki do ust Vitamin Cocktail


Moje kolory to 328 Romantic oraz 79 Red Wine. Szminki zamknięte są w opakowaniach o walcowatym kształcie, wykonanych z porządnego, czarnego plastiku. Nadrukowana na zakrętce nazwa firmy i serii nie ściera się, więc nawet po dłuższym użytkowaniu będziemy wiedzieć po co sięgamy. 
Mamy tu aż 4,5g produktu za cenę zaledwie 13,99 zł, co moim zdaniem jest dużą zaletą i powodem, dzięki któremu watro skusić się na tę pomadkę. Hean zadbał zresztą o to abyśmy miały w czym wybierać - jestem pewna że w gamie 30 kolorów każdy znajdzie coś dla siebie, tym bardziej, że znalazłam wśród nich kilka unikatów, z jakimi wcześniej nie miałam styczności i to właśnie do nich należy 328 Romantic.
To chłodny, brudny róż, wpadający lekko w fiolet. Pomadka dodatkowo zawiera maleńkie drobinki; nie są one widoczne ani wyczuwalne na ustach ale nadają im świeże, świetliste wykończenie. Od dawna szukałam szminki, która będzie "ulepszonym kolorem moich ust", a wśród bardziej ogólnodostępnych marek nie potrafiłam jej dla siebie znaleźć.
Odcień 79 Red Wine jak sama nazwa wskazuje to czerwone wino, choć o dobre dwa tony jaśniejsze od standardowego, ciemnego koloru wina. Zdecydowany hit tej jesieni. Ta pomadka także zawiera maleńkie drobinki.
Producent zapewnia na stronie że bogata, pielęgnacyjna formuła witamin A, C, E, F oraz masła Shea ma pielęgnować i odżywiać nasz naskórek. Cudów nie oczekujmy, od pielęgnacji mamy balsamy i masełka do ust, ale faktem jest, że pomadki ich nie przesuszają. Przyjemne nawilżenie i poślizg utrzymuje się do 3-4 godzin po aplikacji, potem produkt trochę ściąga usta, ale nie jest to nieprzyjemne uczucie. Sam kolor utrzymuje się naprawdę długo, "wżera się w skórę ust" tak że nawet po piciu i jedzeniu nadal go widać, choć lekko ściera się od wewnątrz i jego wykończenie ulega zmianie na bardziej matowe.
Obie szminki są raczej średnio napigmentowane, ale kilka pociągnięć pozwoli pokryć równomiernie nasze wargi. Kremowa konsystencja i profilowany kształt szminki ułatwia jej nakładanie.

Pomadka do ust Classic Colorous Festival


Z tej serii zamówiłam jedną szminkę oraz kilka próbek, lecz moją opinię wystawię tylko w oparciu o doświadczenia z produktem o pełnej gramaturze, a jest to nr. 14 Szampański Róż. Poza tym jestem jeszcze posiadaczką nr. 5 Owoc Granatu, nr. 4c Malinowy Sorbet i nr. 27 Wiśnia Japońska.
Pierwsze rozczarowanie - opakowanie, które diametralnie różni się od tego przedstawionego na stronie. Mam wrażenie, że wysłano mi sam wkład (który w dodatku mi pękł!), a o właściwym pojemniku zapomniano. Jedynym plusem jest możliwość zobaczenia koloru bez otwierania produktu, gdyż został zaprezentowany na dnie.
Tak jak w przypadku pomadek Vitamin Cocktail pojemność wynosi 4,5g za cenę 12,99zł, a zatem jeszcze taniej. Tu też możemy wybierać spośród 30 odcieni i różnych wykończeń; nr. 14 to pół-transparentny brudny róż z wyraźnymi drobinami, które są lekko wyczuwalne na wargach, przez co produkt rozprowadza się nieco bardziej topornie niż poprzedniczki. Mieni się na ustach, ale jest to mocny efekt - moim zdaniem, szminka idealna do mocniejszych, matowych makijaży oczu.
Produkt zawiera formulę anti-age, kompleks regenerujący Dermaceride, witaminę E, wyciąg z kiełków pszenicy, olej rącznikowy, wosk pszczeli i Caranuba... uff. Wszystkie składniki powinny zapewniać nawilżenie, wygładzenie, regenerację oraz przedłużenie trwałości. Producent obiecuje dużo, ale niestety niewiele z tego się sprawdza -  szminka jest zdecydowanie mniej trwała i mniej komfortowa w noszeniu od poprzedniczek. Ściera się prawie całkowicie już po 3 godzinach od nałożenia - pozostaje tylko część drobin. Prawdopodobnie są to cechy koloru nr. 14 ze względu na jego specyficzne, mocno nasycone drobinkami wykończenie, ponieważ próbki były zdecydowanie bardziej trwałe i komfortowe w noszeniu.
Nie przesusza ust, ale też na pewno ich nie regeneruje i przesadnie pielęgnuje.

Cienie do powiek Colour Celebration


Minipaletka trzech perłowych cieni: śmietankowego, lawendowego fioletu i ciemnej szarości nosi numer 267. Kolory idealne na sezon jesienny do szybkiego, delikatnego makijażu oka, dlatego postanowiłam je zakupić.
Wszystkie cienie są przyjemne w dotyku, jednak pod względem aksamitności wygrywa kolor śmietankowy. Jest on w ogóle mocniej napigmentowany od reszty, co zresztą widać na swatchu. Szarość, mimo swej intensywności na palcu nie wygląda już tak spektakularnie na oku, a fiolet, który był moją największą nadzieją całego zestawu kompletnie mnie zawiódł - prawie w ogóle nie widać go na powiece! Daje jedynie lekki, fioletowy poblask.
Cienie niestety mocno się pylą, ale nie osypują jakoś specjalnie mocno podczas aplikacji. Nakładałam je na bazę w postaci korektora z alverde, który do wybitnych nie należy i na takim gruncie utrzymały się przez 8 godzin, choć makijaż nie wyglądał już świeżo i miałam ochotę go zmyć. Po 4 czysty pigment zaczął tracić na intensywności, ale drobiny były nadal widoczne.

Cień do powiek Colour Stay On Matte


Kolor 563 to cielisty róż - idealny do delikatnych, dziewczęcych makijaży, jednak nie jest to czysty mat! Nie wiem dlaczego Hean dodaje drobiny do wszystkich swoich kosmetyków, nawet matowych cieni... na stronie nie widać, żeby produkt je zawierał. (mój aparat nie uchwycił tego dobrze.)
Nie jest on aksamitny w dotyku, raczej suchy i pudrowy, zapewne przez formułę z suchym lepiszczem, czyli oil free. Mocno się pyli tak jak poprzednicy, ale jego osypywanie przy aplikacji da się przeżyć.
Po rozprowadzeniu na powiece zauważyłam w świetle dziennym delikatne drobinki, o których już wczesnej wspominałam. Cień jest matowy, mało intensywny, ale mimo to ładnie wygląda i utrzymuje się może minimalnie krócej niż poprzednicy - po nałożeniu na korektor z alverde jakieś 7 godzin; w tym czasie trochę blaknie, ale mimo to jest naprawdę znośny. No i ten kolor...

Firma dorzuciła mi do zamówienia również lakier do paznokci z serii Hean: City Fashion nr. 168. Niestety moje paznokcie się z nim nie polubiły, ponieważ na drugi dzień lakier zaczął odpryskiwać, pomimo nałożenia na warstwę odżywki 8w1 z Eveline. Dlatego też szybko się go pozbyłam i nie żałuję tego, bo nie lubię tego typu odcieni na dłoniach.

Mam nadzieję, że ta duża recenzja się Wam podobała - jest to typ postów nad którymi trzeba spędzić sporo czasu, żeby wystawić rzetelną opinię... a ja lubię testować ;)
Jeżeli miałyście któryś z tych produktów - napiszcie jak się Wam sprawdził, chętnie zapoznam się z wasza opinią.
Do zobaczenia!